Tydzień w drodze. Jesteśmy w Hiszpanii. 😀
We Francji przy autostradzie były piękne parkingi, z pachnącymi toaletami i ławeczkami wśród drzew. Dobre miejsce na nocleg. Jednak w którymś momencie zjechaliśmy z autostrady na drogę ekspresową, przy której parkingu nie było żadnego. Znowu ciemno i znowu szukanie miejsca w ciemności. Za dnia coś by się wypatrzyło, po zmroku nie jest już tak łatwo. Przed nami rondo. Po lewej widać miasteczko (jedno z tych pięknych francuskich mieścin z kamienia, z warownymi zameczkami), po prawej droga pomiędzy sadami, a po jej obydwu stronach miejsca parkingowe. Po jednej stronie stał camper, po drugiej osobowy. Zjeżdżamy. Wybieramy miejsce obok osobówki, jak się okazuje stojącej tam dłuższy czas, bez powietrza w oponach i mocno poobijanej. Zjedliśmy kolację i położyliśmy się spać.
Rano zjedliśmy drugi podczas wyprawy (pierwszym była pizza) ciepły posiłek – jajecznicę! Napełnieni ruszyliśmy przez Pireneje w stronę Hiszpanii.
Przykra wiadomość jest taka, że gdzieś podczas podróży przewróciły nam się słoiki z konserwami domowej roboty i nakrętki puściły. Prawdopodobnie część z nich będziemy musieli wyrzucić. 🙁 Pierwsze straty w jedzeniu. A do tego mnóstwo pracy przy sprzątaniu, bowiem wylały się w skrzyni łóżka. Na stacji w Hiszpanii wyjęliśmy cały dobytek, musieliśmy wszystko wyczyścić, zmienić śmierdzące torebki i umyć podłogę. Następnie wszystko spakować z powrotem. Najgorszy był ten zapach. Przynajmniej teraz mamy porządek.
Druga zła wiadomość – pękła nam szyba. Wczoraj rano pojawiło się niewielkie pęknięcie od strony kierowcy. Podejrzewamy, że to z powodu złego dopasowania (szyba nie jest oryginalna) oraz zmian temperatury (we Włoszech było bardzo ciepło, a w nocy spadł deszcz). Dziś pęknięcie posunęło się nieznacznie do góry. Trzymamy kciuki żeby tak zostało!
Trzecia wiadomość taka, że skończyła się gotówka, bowiem na niektórych bramkach na autostradach nie przyjmowało, nie wiedzieć czemu, naszych kart. Musieliśmy więc znaleźć bankomat, ale mieliśmy obawy czy znajdziemy takowy przed następną bramką. Co byśmy wtedy zrobili? Na szczęście udało się. Zjechaliśmy do centrum handlowego, gdzie kupiliśmy 5l wody za 2 euro, trzy bagietki za 1 euro i wybraliśmy z bankomatu pieniądze.
Niestety zjazd na naszą autostradę był zamknięty i byliśmy zmuszeni wrócić kawałek do poprzedniego węzła. GPS kazał nam skręcić w drogę w prawo. Zjechaliśmy, ale asfalt skończył się za parę metrów, dalej zaś prowadziła żwirowa droga ostro w dół, dodatkowo zakręcała, więc nie wiedzieliśmy czego spodziewać się dalej. Nie było jednak odwrotu, toteż powoli zjechaliśmy, jak się okazało nad rzekę przebiegającą pod autostradą. Wykorzystaliśmy ten fakt do umycia brudnych talerzy i patelni oraz zrobienia ciepłego obiadu.
Żwirowa droga zaprowadziła nas dokładnie tam, gdzie być powinniśmy tzn. na autostradę do Walencji.
Do Walencji jeszcze tego dnia nie dotarliśmy. Zbliżała się godzina 20:00, robiło się szaro, więc zjechaliśmy z autostrady w poszukiwaniu noclegu na dziko. Widzieliśmy wiele bocznych dróg, ale część była zamknięta, część opatrzona tablicami „teren prywatny”, w część po prostu nie zdążyliśmy skręcić, gdyż gwałtowne hamowanie mogłoby być dla nas niebezpieczne, biorąc pod uwagę fakt, że tuż za nami jechał TIR. W końcu udało się, wjechaliśmy do parku z niskimi drzewami i wiatrakami. Było ich mnóstwo. Z bliska wyglądały potężnie. Ścieżek było w parku wiele, jedna zaprowadziła nas do zakazu wjazdu, druga z powrotem na drogę asfaltową, aż w końcu znaleźliśmy taką, którą zjechaliśmy w dół na polanę. Było już szaro, więc widoczność była ograniczona. To taka pora dnia, kiedy nie można się całkowicie rozeznać w terenie. Wiedzieliśmy, że jesteśmy na polu z wiatrakami, że przepływa tamtędy jakiś gazociąg (o czym informowały słupy z napisem „gas”), i że jesteśmy pośród lasu w Hiszpanii. Nie wiedzieliśmy wiele więcej na przykład jakich zwierząt można się spodziewać? Przejmującą ciszę rozpraszały tylko raz po raz skrzydła wiatraków.
Leave a Reply