Wstaliśmy razem z Justyną i Kacprem, aby się pożegnać. Potem spokojnie zjedliśmy śniadanie, ogarnęliśmy trochę po sobie kuchnię i ruszyliśmy w drogę. Przez Niemcy. Przyznam, że droga autostradą do najciekawszych nie należy. Dlatego opiszę kilka obserwacji z trasy.
- Podobnie jak we Francji, można wchodzić z psami do wielu miejsc. Podobno nawet do kościoła. Fajnie. Widziałam też psią myjnię w Speyer, niedaleko stacji benzynowej.
- W niedzielę sklepy są zamknięte. A niedziela zaskoczyła nas bez wody i chleba. Jak wspominałam, nie liczymy dni tygodnia. Poza tym, w Danii sklepy czynne są 7 dni w tygodniu, więc się nie spodziewaliśmy, że tu będzie inaczej. Dobrze, że wieczorem dotarliśmy do Justyny i zostaliśmy poczęstowani wodą i obiadem. Jeszcze raz dziękujemy bardzo za nadzwyczaj miłe dwa dni!
- Do McDonald’s można wchodzić z psem, co nas bardzo cieszy, natomiast nie cieszy nas ich Internet. Fajnie, że darmowy, ale… Spędziliśmy kilka godzin starając się dodać zdjęcia do galerii na blogu. Załadowało się tylko kilka. Szkoda czasu i nerwów. Niemniej w jednym McDonald’s wypiliśmy kawę, w drugim staliśmy na parkingu łapiąc WiFi w samochodzie. Trwało to tak długo, że zaczęliśmy grać w „Państwa, miasta”.
- Przy autostradzie numer 7, prowadzącej do Hannoveru i Hamburga, jest owszem, wiele parkingów i stacji paliwowych, ale jest również wiele TIRów. Wieczorem zjeżdżają na postój ledwo mieszcząc się w wyznaczonej przestrzeni. Niektóre stoją na wjeździe, inne na wyjeździe, a inne wciąż mkną prawym pasem autostrady. Zjechaliśmy na jeden parking, ale nie było szans, żebyśmy się zmieścili, poza tym nie chcieliśmy spać w otoczeniu samych TIRów. Wolno przejechaliśmy obok nich dostrzegając na środku ulicy dwa szczury. Gdy się zbliżaliśmy, w popłochu uciekły.
- Ogólnie parkingi nie są zadbane, toalety nie są czyste. Zresztą autostrady też nie są w najlepszym stanie. Fakt, jest ich cała sieć, często trzypasmowych, ale koła tłuką o łączenia płyt albo wpadają w koleiny. Niektóre odcinki są w remoncie. W końcu ich drogi są całkiem stare, więc miały prawo się zużyć.
Znaleźliśmy miejsce dla Volkswagena na dużym parkingu, z oddzieloną przestrzenią dla pojazdów osobowych. Nie był to wymarzony nocleg, ale musiał wystarczyć. Umililiśmy go sobie winem. Tym razem otwierając go bez naruszania korka. Kolega podesłał mi link ze sposobem „na buta”. But co prawda nie zadziałał, ale tylko dlatego, że podeszwa zbytnio amortyzowała uderzenie, atlas Europy natomiast sprawił się doskonale. Wspomniana metoda polega na uderzaniu butelką w drzewo, wkładając ją w but lub oddzielając książką. Korek wypychany jest na zewnątrz. I proszę! Bez rozlewania, bez kawałków korka w środku. Jak to się stało, że nigdy o tym sposobie nie słyszałam?!
Tej nocy pierwszy raz zmarzliśmy. Było tak zimno, że napiliśmy się tylko gorącej herbaty/kawy i pojechaliśmy dalej. Śniadanie zjedliśmy gdzieś po trasie. Na obiad zatrzymaliśmy się na parkingu za Hamburgiem, około 90 km przed Flensburgiem. Właśnie skończyliśmy, gdy podeszła dziewczyna i coś do nas po niemiecku powiedziała. Okazało się, że podróżuje autostopem po kraju, już od około 5 lat. Mieszka, jak to powiedziała, „gdziekolwiek, nigdzie, wszędzie”. Szukała transportu do Flensburga. Zawieźliśmy Hannah pod same drzwi miejsca, w którym miała spędzić kilka kolejnych dni. Skorzystaliśmy tam z doskonale działającego Internetu i zrobiliśmy zakupy – chleb i woda.
Ściemniało się, gdy przekraczaliśmy duńską granicę. Jesteśmy w domu, można powiedzieć. Mnóstwo ścieżek rowerowych, dobre drogi i napisy, z których potrafię coś przeczytać. Zatrzymaliśmy się na stacji, żeby kupić zegar na szybę, potrzebny w Danii w celu zaznaczenia czasu rozpoczęcia parkowania. Pora szukać noclegu. Znaleźliśmy parking leśny na terenie Nationalpark Vadehavet na zachodnim wybrzeżu. Było cieplej niż ostatniej nocy, pusto i cicho, ogromny księżyc rzucał swój blask na polanę. I tylko wina nie udało się nam otworzyć sposobem „na mapę”, bo korek był sztuczny, a nie naturalny. Wepchnąć go do środka też nie było łatwo. Jurek kilkukrotnie uderzył butelką o ziemię, aby zadziałać z większą siłą. Niestety. Dno odpadło, wino się rozlało…
Leave a Reply