Wszystko przychodzi tak naturalnie, że czasem tylko dopada mnie chwila zachwytu, gdy pomyślę, że przez 9 miesięcy nosiłam w brzuchu maleństwo, by potem wydać je na świat, troszczyć się o nie i pomóc mu w jego własnej drodze przez życie. Bo to trochę tak jest, że dzieci nie należą do nas. Dostajemy je, by im pomóc się rozwijać według własnych potrzeb, nie naszych. By nauczyły się samodzielności i by mogły, gdy dorosną, podążać własnymi ścieżkami. W chwilach zadumy brakuje mi słów, aby opisać jak niesamowity jest to proces, jak natura niezwykle to „wymyśliła”, i jak bezradne jest niemowlę w zupełności zdane na naszą łaskę i niełaskę. Magia. Być może właśnie z tym wiąże się to, że na co dzień wszystko jest dla mnie takie… normalne! Ciąża, stan odmienny, rosnący brzuch, poród, karmienie, przewijanie, zabawa, karmienie, przewijanie, karmienie… Naturalna kolej rzeczy.
Ludzie mówią czasem, że narodziny dziecka to przewrót w rodzinie, zmiana o 180 stopni, koniec dotychczasowego życia, przespanych nocy i zabaw do rana. Ale ja tego tak nie czuję. Dla mnie jest to po prostu kolejny etap. Jasne, że trzeba się trochę przeorganizować, że życie się zmienia, bo przecież na świecie pojawia się nowy człowiek. Ubierając się zastanawiam się, czy w tym będzie mi wygodnie karmić. Wychodząc trzeba wziąć pod uwagę możliwość znalezienia miejsca do karmienia i przewinięcia. I trzeba wrócić w miarę wcześnie, bo 21:00 to już najwyższa pora kłaść się do łóżka. Nie ma, że dziś zaszaleję a jutro odeśpię. Jeśli dziś będę siedzieć do północy gadając z koleżanką albo oglądając film, to jutro wstanę zmęczona, a odkryłam, że niewyspana nie mam kompletnie cierpliwości do mego syna. Więc tak, nauczyłam się chodzić wcześnie spać, bo następnego dnia prawdopodobnie nie będę miała czasu oddać snu przegadanych godzin. Takie zmiany są oczywiste, ale czy trzeba zapomnieć o sobie by zająć się wyłącznie dzieckiem? Absolutnie nie!
Mój sen jest też ważny, bo, jak wspomniałam, niewyspanie prowadzi do frustracji. Czy przy dziecku nie jest możliwe się wyspać? Mi się w miarę udaje. Na początku wstawanie co dwie godziny było męczące, ale potem łapałam drzemki w ciągu dnia razem z Tomkiem. Niemniej pamiętam te myśli – kiedy ja prześpię całą noc? Jakie to niedocenione błogosławieństwo mieć całą noc na wypoczynek! Ale po niecałych trzech miesiącach sytuacja się unormowała. Zazwyczaj śpię od 22:00 do 4:00 i potem jeszcze od 5:30 do 7:00. I nauczyłam się, aby mi to wystarczało. Czasem jest jeszcze pobudka około 2:00 i wtedy jestem rano zmęczona, ale na szczęście tylko czasem 🙂
Czy trzeba zapomnieć o wyjściach na kawkę, nad morze albo do przyjaciółki? Jasne, że nie. Trzeba tylko wziąć ze sobą swoje maleństwo, co jest dodatkową atrakcją (o ile nie przepłacze całego spotkania :P).
Czy trzeba rezygnować z wakacji? Też nie, ale o tym kiedy indziej.
Uważam, że nie jest dobre poświęcanie się dla dziecka czy dla kogokolwiek innego. Nie ma w tym nic szlachetnego. Bo poświęcanie się to rezygnacja z siebie na rzecz kogoś innego. Czy rezygnując z siebie mogę kogokolwiek uszczęśliwić? Moim zdaniem uszczęśliwić kogoś mogę tylko mając to szczęście w sobie. Bo żeby dać, trzeba najpierw mieć. Gdy jestem szczęśliwa, mogę mą radością obdarować wszystkich dokoła. I nie chodzi o rezygnowanie z czegokolwiek. Jasne, nie pójdę na imprezę i nie wypiję do obiadu wina. Ale nie patrzę na to jak na poświęcenie, które wiąże się z uczuciem żalu i przygnębienia. Dla mnie jest to naturalna kolej rzeczy nie niosąca ze sobą uczuć negatywnych. Bo szczęśliwa mama to także szczęśliwe dziecko 🙂
Leave a Reply