Punkt pierwszy. Decyzja.
Trudno jest uchwycić moment, w którym po raz pierwszy w mojej głowie pojawiła się myśl o mieszkaniu w Hiszpanii. Z pewnością trzeba sięgnąć kilku lat wstecz. Zaczęło się od bliżej nieokreślonych wizji, wystarczających jednak, aby zacząć uczyć się języka. Złapałam podstawy. Potem przyjechałam do Danii, potem przyjechał mój chłopak, potem urodziłam nasze dziecko. A Hiszpania coraz częściej powracała w rozmowach. Aż wreszcie zaczęła się klarować wizja życia na półwyspie Iberyjskim.
Punkt drugi. Deadline.
Data wyprowadzki odwlekała się jednak, a bo to zima i drogi w górach zasypane, a bo to środek sezonu i wszystko drogie, a bo coś. Ale w końcu nadeszła pora na decyzje ostateczne. Pierwszą było trzymiesięczne wypowiedzenie mieszkania. Drugą było kupno biletów lotniczych. Narazie w jedną stronę do Polski, bo będziemy jechać przez Polskę… No tak, może to nie całkiem po drodze, ale w Hiszpanii będziemy zajęci urządzaniem sie, więc, póki mamy trochę czasu, robimy przystanek na odwiedziny rodziny. Trzecią było ustalenie ostatniego dnia pracy z naszymi pracodawcami.
Punkt trzeci. Pożegnania.
Praca. Tak już mam, że cokolwiek robię, staram się robić to dobrze i mocno się angażuję. Traktuję ludzi i pracę poważnie. I chyba moi pracodawcy to dostrzegają, wiedzą, że mogą na mnie liczyć i cenią mnie. W każdym razie na pożegnanie chciałam coś przynieść, więc poza wedlowskim ptasim mleczkiem zrobiłam tort galaretkowy. Tak bardzo się starałam, tymczasem wyszło jakoś nie najlepiej. Rano głowiłam się czy go brać czy nie. Ostatecznie zdecydowałam, że zrobiłam go specjalnie na tę okazję, więc może nie wygląda, ale powinien być dobry. Czy był? Hmm… Dzieciakom średnio smakował, dorośli mówili, że smaczny… Tak czy inaczej, było bardzo miło. Od kolegów dostałam uroczy prezent – krem do opalania z filtrem 50. 😀 Od szefostwa kieszonkowe na bilet powrotny, hehe. To niezwykłe uczucie, czuć się docenionym!
Znajomi. Zorganizowaliśmy imprezę dla najbliższych znajomych w domu. Zebrało się 16 osób i przez moment brałam pod uwagę wynajęcie sali, ale ostatecznie jakoś się zmieściliśmy. Wszyscy wyglądali na zadowolonych. Zebrałam w okół siebie wspaniałych ludzi, którzy dobrze mi życzą i wspierają mnie. Budujące są ciepłe słowa, pozytywne myśli, również prezenty od serca. Nawet jeśli nie widywaliśmy się ze wszystkimi dość często, wiem, że będzie nam wzajemnie siebie brakować.
Rzeczy. Przez ponad 5 lat w jednym kraju można zgromadzić wiele przedmiotów. Niemniej 5 lat w jednym kraju, ale nie w jednym miejscu, bowiem przeprowadzałam się 5 razy. To, a także byttemarkety, pozwoliły mi nie zagracić totalnie przestrzeni. Wciąż jednak było tego za dużo. Dlatego sukcesywnie pozbywałam się tego, w czym nie chodzę, tego, z czego dziecko wyrosło, tego, czego nie mogliśmy zabrać ze względu na gabaryty. Część wystawiałam na sprzedaż w Internecie, część oddawałam za darmo, stanęliśmy również na lokalnym loppemarkecie. Część niestety, z powodu braku chętnych, wylądowała na śmietniku. Podsumowanie przedstawia się dobrze, to znaczy pomimo zaniżonych cen i użerania się z potencjalnymi kupcami, którzy często pytają o dziwne rzeczy, umawiają się, po czym bez słowa nie stawiają na spotkanie, jestem usatysfakcjonowana. My zebraliśmy trochę grosza, a nasze rzeczy jeszcze komuś posłużą.

Punkt czwarty. Pakowanie.
Ok. Pozbyliśmy się czego się dało, za dwa dni odlatuje samolot do Polski. Czas pakowanie rozpocząć. Zaczynam wyjmować wszystko z szaf, okazuje się, że jest tego wciąż dużo, być może za dużo. Ubrania to najłatwiejsza część. Najgorsze są te wszystkie duperele, których końca nie widać.
Kilka trików do wykorzystania:
- Pudełka z butami wypełniam po brzegi, w buty wsadzam na przykład skarpetki, małe buteleczki, magnesiki. To samo robię z przestrzenią pomiędzy butami. A ponieważ posiadam zaledwie “kilka” par butów (ja naprawdę ich wszystkich potrzebuję i używam), w ten sposób zaoszczędziłam masę miejsca!
- Koszulki, cienkie spodnie itp. zwijam w rulon, tak złożone zajmują mniej miejsca i lepiej nadają się do upychania przestrzeni. Sprawdź, jeśli nie wierzysz.
- Ubrania wkładam do worka na śmieci, po czym odkurzaczem wyciągam powietrze i szybko zawiązuję. Działa. Tylko worek musi być wolny od dziur.
- Buteleczki i inne cenne, łatwo tłukące się materiały owijam w folię bąbelkową i/lub pakuję do buta. 😉
- Wylatuję dwa dni przed partnerem, coby to on musiał dopakować ostatnie dyrdymały. Tak, tak, znam tę myśl “przecież ja zrobiłabym to lepiej”, ale drogie panie, trochę zaufania i mniej na głowie! A mówiąc całkiem serio, tak po prostu nam wyszło, że wylatywałam wcześniej. Ale rzeczywiście zaoszczędziło mi to nerwów pakowania resztek (bo to jest zawsze najgorsze, już niby wszystko masz, a tu nagle szczotka leży w łazience, ładowarka pod łóżkiem, a ulubiony samochód dziecka w kącie za kanapą), Jurek zaś poradził sobie na 6 z plusem!
Punkt piąty. Dzień wylotu.
Nadszedł ten dzień, kiedy zostawiam Danię za sobą. Czy było mi ciężko? O dziwo nie. Najcięższe było pożegnanie z przyjaciółmi, myśl, że wiele czasu upłynie zanim znów się spotkamy, ale poza tym nie czułam smutku, nostalgii. Dlaczego? Sama nie wiem. Być może dlatego, że termin przeprowadzki przesuwał się nam w czasie wielokrotnie. To spowodowało, że przez ostatnie miesiące w Danii myślami byłam już gdzie indziej. Być może dlatego, że Dania nie była naszym docelowym krajem od początku, a być może również dlatego, że po prostu nie czuliśmy się tam jak w domu. Pozostaje mi wierzyć, że uczucie lekkości, z jakim opuszczałam ten kraj, to dobry zwiastun na przyszłość.

Elu jesteś mega odważną, mądrą i piękną osóbką!
Na Twój blog wpadłam przypadkiem, ale spędziłam przy nim wiele przyjemnych chwil bo czyta się go z ogromną lekkością a zawarte w nim rady, są nadzwyczaj kreatywne i przydatne (ja, np nigdy nie wpadłabym na pomysł, by włożyć rzeczy do butów podczas przeprowadzki 😉 a przeporwadzałam się już ponad 30x w życiu!
Bardzo się cieszę, że Cię odnalazłam akurat w samą porę przed przeprowadzką (mam nadzię już na stałe) do mojej wymarzonej Hiszpanii 🙂
Dziękuję Ci za te piękne pożyteczne rady i za to, że w prosty i wyrozumiały sposób opowiadasz o swoim życiu i dzielisz się doświadczeniem.
Mam nadzieję, że wiele osób odnajdzie tu coś przydatnego dla siebie i podziękuje Ci za Twoją opowieść.
Pozdrawiam serdecznie,
Elena
Dziękuję Ci za te ciepłe słowa! I za to, że poświęciłaś czas na czytanie mojego bloga i zostawienie komentarza. 🙂 Życzę Ci samych słonecznych chwil w Hiszpanii!
PS. Ponad 30 przeprowadzek!? Robi wrażenie! Ja się doliczyłam u siebie zaledwie 15… 😉