Ciudad Quesada to urbanizacja w prowincji Alicante, założona w 1972 przez hiszpańskiego przedsiębiorcę Justo Quesada Samper. Zamieszkała przez różne narodowości, posiada (podobno słynne) pole golfowe La Marquesa oraz aqua park. Oddalona od plaży 6 km. Jej niepodważalnym atutem jest to, że stała się naszym domem na najbliższą przyszłość.
O tym, jak do tego doszło pisałam w poprzednim wpisie. Teraz napiszę trochę o tym co działo się od tego momentu.

Przeprowadzaliśmy się w czwartek, dotychczas jedyny deszczowy dzień. Tak specjalnie, żeby nam pudła zmokły. 😛 Kiedy już wszystkie zamoczone bagaże zostały zrzucone do salonu, obeszliśmy nasze włości, po czym pojechaliśmy na zakupy. Nasz nowy wspaniały dom nie był niestety w pełni wyposażony. Musieliśmy nabyć między innymi czajnik, patelnię, pościel, odkurzacz, środki czystości.
Kupowanie tych przedmiotów uświadomiło mi, że naprawdę zaczynamy od początku. Jeszcze miesiąc wcześniej byliśmy bowiem w posiadaniu tych rzeczy. I zostawiliśmy je za nami. Wzięliśmy ze sobą to, co niezbędne, wzięliśmy tyle, ile zmieściło się w aucie. Przyszedł czas na nowe.
Wiekszość kupiliśmy u tzw. chińczyka. W Hiszpanii, z tego co się orientuję, są to jedne z tańszych sklepów. A mają wszystko, od żarówek po AGD. No, prawie wszystko. Odkurzacza nie było… Po pościel pojechaliśmy do JYSKa. IKEA niestety za daleko.
Wróciliśmy po 18 i odkryliśmy, że nie działa lodówka. Najgorzej, że trzeba będzie wypić ciepłą Cavę! (Chociaż, jak się później okazało, temperatura pokojowa była wystarczająco niska na bąbelki…)
Usterkę lodówki zgłosiliśmy w piątek rano. Nową przywieźli nam w sobotę rano. I okazało się, że dźwięk działającej lodówki to jeden z piękniejszych odgłosów jakie ostatnio słyszałam! Radości umniejszała tylko awaria termy, co równało się z brakiem ciepłej wody… Była sobota po południu, musieliśmy czekać do poniedziałku.
Brak ciepłej wody, zwłaszcza kiedy w domu też wcale ciepło nie jest, mocno obniża komfort życia. Nawet zmywanie talerzy wymaga dodatkowego nakładu pracy. Ale daliśmy radę, a jak! W poniedziałek najpiękniejszym odczuciem było dla nas ciepło wody na skórze. I tak to człowiek cieszy się z takich podstaw jak ciepła woda, lodówka, pralka (posiadanie tej ostatniej w domu jest również luksusem) czy ciepły dom. No właśnie, ciepły dom.
Do Hiszpanii jechałam z obawą, że będziemy marznąć. Część ludzi dziwi to zapewne, ale uwierzcie, moje lęki były jak najbardziej uzasadnione. W tymże kraju słońca często gęsto brak ogrzewania. Gdzieniegdzie stosowane jest już ogrzewanie centralne, jednak zdecydowana większość domów takowego nie posiada. W niektórych zamontowane są klimatyzatory z funkcją ogrzewania, ale używanie ich jest kosztowne. Nam polecono zaopatrzenie się w piec gazowy. Kupiliśmy piecyk z drugiej ręki na grupie QuesadaTalk. Odpalamy go tylko wieczorem, czasem na chwilę jeszcze rano. Nie lubię zimna, ale jest znośnie. Oby do wiosny. 😉

We wszystkich oknach zamocowane są kraty. To takie dziwne uczucie zamykać się kratami po duńskich doświadczeniach, gdzie wszystko było otwarte, często nawet płotów na podwórko nie było. Ale tu tak jest, przyzwyczaimy się. Wszystkie rolety podnieśliśmy w górę, aby wpadało jak najwięcej światła. Sąsiedzi uparcie opuszczali je wieczorem. W końcu wpadliśmy na pomysł, że jest to zabieg mający na celu zatrzymanie ciepła w domu. Wszak pojedyncze szyby, często nieszczelne, powodują, że wnętrze szybko się wychładza. I teraz wieczorem czuję się jak w bunkrze. No ale ciepło ważniejsze. Jak już jestem przy oknach to jeszcze napiszę, że każdy chyba kraj ma swoje specyficzne rodzaje zamków. Tu mamy okna przesuwane, z małymi przyciskami do zamknięcia. Niestety, nie wszystkie się domykają. Charakterystyczny jest też brak parapetów.
Przed i za domem mamy niewielkie podwórka. Wspaniale jest móc otworzyć drzwi, usiąść w słońcu i wypić kawę z widokiem na własną palmę! Tomek mógłby bawić
się na dworze non stop, a i Kaprys chętnie wygrzewa swoje stare kości.

Garść ciekawostek:
- Mieszka tu wiele narodowości m.in. Brytyjczycy, Norwegowie, Holendrzy czy Rosjanie, przez co praktycznie wszędzie można porozumieć się po angielsku. (Co nas wcale nie cieszy, ponieważ przyjechaliśmy z zamiarem szybkiego opanowania języka hiszpańskiego).
- Większość naszych sąsiadów jest starsza od nas i mieszka tu bardzo niewiele dzieci. Sytuacja zapewne ulega zmianie w okresie wakacyjnym.
- Jeśli mieszkasz w szeregwcu, zapewne możesz rozmawiać z sąsiadem bez wychodzenia z domu, takie cienkie ściany pobudowali.
- Quesada jest praktycznie samowystarczalna. Jest kilka supermarketów, restauracje, fryzjer, weterynarz, stacje paliw, plac zabaw i inne. Niedaleko morze, niedaleko góry. Wychodzę na spacer z psem i rozpościera się przede mną przestrzeń, a w oddali majestatycznie wznoszą górskie masywy.
- Kosze na śmieci stoją niemalże na środku ulicy, zabezpieczone niskimi barierkami przed przemieszczaniem się.
- Spora część właścicieli psów sprząta po swoich pupilach, co niezwykle ułatwia zwykły spacer chodnikiem.
- Skrzyżowania często nie są dobrze oznakowane i wciąż zastanawiamy się, kto ma pierwszeństwo?
- Czasem przed domami wystawione są butelki z wodą. Długo zastanawiałam się w jakim celu odciągając Kaprysa, gdy się nimi interesował. Tymczasem dowiedziałam się, że one są po to, by zniechęcić psy do załatwiania potrzeb na murach posesji (chociaż nie mam pewności w jaki dokładnie sposób ma to działać).
Witam ?
Ciekawa historia ? Życzę powodzenia ?
Dziękuję!