Mieszkamy w cudownym otoczeniu morza i gór. Dość niedawno zdałam sobie sprawę, że kocham morze. Jego szum, załamujące się fale i niedościgły horyzont. To, że kocham góry wiedziałam zaś od dawna. Ich wielkość, przepastność i różnorodność. Postanowiliśmy wykorzystać ich bliskość i przypomnieć sobie jak zmienia się perspektywa podczas obcowania z nimi.
Google Earth pomógł nam obrać kierunek. Zaledwie 25 kilometrów od nas wznosi się pasmo Sierra de Orihuela. Na drodze nr N-340, tuż przed tunelem przed miejscowością Orihuela, znajduje się parking i miejsce widokowe Mirador del Palmeral. To był nasz punkt wyjściowy.
Prowiant postanowiliśmy nabyć po drodze. Chcieliśmy pójść na łatwiznę i kupić gotowe kanapki. W Lidlu nie było, w Masymas też nie. Kilometry mijały, a sklepów nie było widać. Za rondem pojawiła się stacja benzynowa. Nic co by się nadało na kanapki. Nie możemy iść w góry bez jedzenia! Przejechaliśmy nasz parking. Dopiero w Orihueli znaleźliśmy supermarket Dia. Wzięliśmy bagietki, ser, szynkę i chorizo. Będzie pysznie!
Wróciliśmy na parking przy tunelu. Prawdę mówiąc to i tak musielibyśmy robić nawrotkę, gdyż nie było zjazdu z przeciwnej strony ulicy. W miejscu postoju znajdowało się kilka kamiennych stolików z ławkami, mapa wspinaczkowych tras i piękny widok na Orihuelę. Na pewno któregoś dnia odwiedzę gaj palmowy i sprawdzę, czy z dołu też robi wrażenie.




Szykowaliśmy się do drogi, gdy nagle nieopodal zaczęły krążyć ptaki w jaskrawych kolorach. Gdyby nie te kolory, powiedziałabym, że to gołębie. Ich barwy były wręcz nienaturalne. Dopiero później wyczytaliśmy w Internecie, że hodowcy gołębi w Hiszpanii malują swoje ptaki, dzięki czemu sędziowie mogą je rozpoznać podczas zawodów…


Ruszyliśmy w drogę. W górach, jak już wspomniałam, perspektywa ulega zmianie. I nie tylko dlatego, że one takie wielkie a ty taki malutki. Również dlatego, że z dołu wydają się często nie do zdobycia. Potem, z każdym krokiem odkrywasz nowe ścieżki i ukazują ci się nowe widoki. A gdy osiągniesz swój docelowy punkt, patrzysz w dół i sam nie wierzysz, że pokonałeś tę drogę. Napawasz się przestrzenią, wdychasz piękno natury. Droga w dół ponownie cię zaskakuje. Niby taki kawał, a tu krok za krokiem i już jesteś u stóp. Jeszcze niedawno byłeś tam, wysoko, pod tamtą jaskinią, a teraz jesteś tu. Magia gór.
Tak było z nami. Nie byliśmy wysoko, bo nie jest łatwo z dzieckiem w plecaku pokonywać strome zbocza. Zwłaszcza, że Sierra de Orihuela z tej strony raczej sprzyja wspinaczom niż spacerowiczom. Najlepiej radził sobie Kaprys. Niestrudzony przeskakiwał z kamienia na kamień. Pod dziurą w skale (bo do miana jaskini trochę jej brakowało) urządziliśmy sobie piknik. Miejsce było mocno strome, za to w pełni słońca i w pięknych okolicznościach przyrody. Szczęściarz z tego syna naszego, że w tak młodym wieku doświadcza takich widoków.




Poniżej jeszcze więcej zdjęć z naszej krótkiej, acz niezwykłej wycieczki.
Leave a Reply