Gdyby nie NIE nie było by nas tutaj. Ale akurat w Alcoi był najkrótszy termin oczekiwania na wizytę w celu wyrobienia numeru NIE. Obowiązki załatwione, czas na przyjemności.
Alcoi (lub Alcoy) to miasto położone u stóp gór Serra de Mariola (pozdrowienia dla wszystkich Marioli!). Znajduje się na północ od naszej miejscowości i dalej od morza przez co temperatura jest odczuwalnie niższa. Muszę przyznać, że Alcoi wywarło na mnie duże wrażenie. Jechaliśmy, a ja rozglądałam się z ogromnym zainteresowaniem na wszystkie strony. Zacznijmy od tego, że jest położone w dolinie i pięknie prezentowało się, gdy zjeżdżaliśmy do niego z wyżej położonej szosy A-7. Objeździliśmy je trochę w poszukiwaniu parkingu i zarówno wąskie uliczki, jak i potężne mosty wyglądały ciekawie. Ponadto dużo placów zabaw i górująca nad miastem Mariola. Nie mogę powiedzieć, że miasto jest piękne albo zachwycające, ale niezwykle interesujące. To słowo najbardziej mi pasuje. I jeszcze raz podkreślę, że nie znaczy to, że mi się nie podobało. Podobało i zdumiewało. I żałuję, że zdjęcia z samochodu, ponadto podczas jazdy, gdy dodatkowo zerkasz na GPS, żeby pomóc odnaleźć właściwą drogę, nie należą do wyjątkowo udanych.









Miasto miastem, ale celem naszej wycieczki była tak naprawdę Mariola. Jurek coś tam popatrzył poprzedniego wieczoru na GoogleEarth, ale jak się okazało na miejscu, nie zaznaczył żadnego punktu orientacyjnego na mapie. Obraliśmy więc kierunek na drogę CV-794. Jako że trasa ta wiedzie przez sam środek parku, liczyliśmy na jakieś spektakularne widoki. Tymczasem droga fajna, kręta, ale pośród lasów i bez tego “łał”. Gdzieś po środku znaleźliśmy miejsca biwakowe, zatrzymaliśmy się zatem na drugie śniadanie. Najedzeni wyjechaliśmy z parku i skręciliśmy w lewo. Tak trafiliśmy do Banyeres de Mariola ze ślicznymi wąskimi uliczkami, nierzadko niezwykle stromymi. Pokrążyliśmy chwilę, ale bez GPSa ciężko się stąd wydostać. Dopiero z oddali zobaczyłam, że byliśmy blisko zamku na wzgórzu w centrum miejscowości. Gdybym wiedziała wcześniej, może zrobilibyśmy przerwę na lunch pod zamkiem.








Wyznaczyłam trasę do domu wiodącą przez El Paisaje Protegido Serra del Maigmó y Serra del Sit. Tak, wiem, strasznie długa ta nazwa… Prościej będzie jak napiszę, że wjechaliśmy drogą CV-817 i wyjechaliśmy CV-837, od miejscowości Onil do Elda. Tym razem muszę przyznać, że “łał” było, a nawet “ŁAŁ”. Generalnie w Hiszpanii jesteśmy krótko i chłonę wszystko wokół: roślinność, pola, góry, drogi, budynki, wszystko. Jechaliśmy w strefie przemysłowej, mijaliśmy kwitnące drzewa (z tego co wyczytałam, domniemam, że były to migdałowce) aż dotarliśmy do stóp sierry. Znacie ten trójkątny drogowskaz informujący w procentach o stopniu nachylenia drogi? Otóż zazwyczaj jest to 8%, może 10%. Zobaczyłam znak 20%. I przez moją głowę szybko przebiegły myśli: czy ja dobrze widziałam, może ktoś dorysował “0”, jeszcze nigdy nie widziałam takiego znaku, czy tylko mi się wydaje? Skonsultowałam z Jurkiem. Również był zaskoczony. To on prowadził, więc bardziej odczuwał wysiłek samochodu. A wyobrażacie sobie taki podjazd rowerem? Ja nie, ale są tacy, którzy podejmują się tego wyzwania. Wjechaliśmy naprawdę wysoko, gdy po lewej stronie dostrzegliśmy niewielki plac. Naturalnie skorzystaliśmy z okazji do zatrzymania się, aby wdychać widoki, porobić zdjęcia, no i coś zjeść (głodomór Tomek). Po przerwie pozostało nam tylko zjechać w dół i pokonać 70 km dzielące nas od domu.















Inaczej zdobywa się góry piechotą, inaczej autem. To chyba każdy rozumie. Ale inaczej, w żadnym wypadku nie znaczy gorzej/lepiej. Wszystko zależy od sytuacji, możliwości i czasu. Dlatego jakkolwiek kocham łazić po górach i zapewnia to niepowtarzalne doznania, to cieszę się, że są trasy samochodowe wysoko w górach. Dzięki temu kolejny raz znaleźliśmy się ponad światem. Stałam na zboczu i patrzyłam w dal, na ogromną przestrzeń sięgającą kolejnych gór. Zatrzymać się na chwilę i poczuć to – bezcenne.

Leave a Reply