Na samym początku pragnę podkreslić, że nie ma jedynej słusznej drogi. Jesteśmy różni, każde żywe stworzenie jest inne. To co wiem, jest oparte na moim własnym doświadczeniu i na tym, co słyszę od innych. Nie czyni to ze mnie eksperta w temacie. To, co sprawdza się u mnie, niekoniecznie sprawdzi się u Ciebie. Jasne, są jakieś generalne zasady, które z dużym prawdopodobieństwem zabiorą Cię z punktu A do punktu B, ale pamiętaj. Nigdy nie masz 100% gwarancji.
Słuchaj!
Najlepszą radą jaką przeczytałam gdzieś w internecie, kiedy szukałam informacji na temat odpieluchowania, było proste przesłanie “słuchaj”. Słuchaj siebie i swojego dziecka. Łączy Was unikalna relacja i każdy proces musi być jej częścią. Na nic zda się wymuszanie i przyspieszanie. Ale teraz posłuchaj mojej historii. Może Ci się przyda.
Początki.
Nie miałam pojęcia od czego zacząć, jak to zrobić i jak to zrobić szybko. Tylko rodzice mają pojęcie ile pieluch przewija się przez nasze ręce, ile razy musimy zmagać się z kupką, która nie zawsze ląduje tam, gdzie powinna, a także ile sztucznych pieluch ląduje na wysypiskach. Z tych względów chciałam się ich pozbyć mozliwie wcześnie. Czytałam o treningu czystości już od pierwszych dni życia malucha, ale założę się, że niewielu z nas ma na to w tym okresie siły i ochotę. Mój syn miał rok kiedy zaczełam zgłębiać temat. I w końcu kupiłam nocnik.
Nocnik – kupować czy nie kupować.
Ja kupiłam jeszcze zanim na dobre zdecydowałam o sposobie pozbycia się pieluch. I przyznaję, że nigdy nie użyłam go w celu, w jakim został zaprojektowany. Był jedną z zabawek mego dziecka. Wkładał do niego lub chował pod nim przedmioty albo celował w otwór uchwytu. Nie korzystałam z nocnika, bo wyobrażałam sobie codzienne wylewanie jego zawartości i czyszczenie go i jakoś kompletnie to do mnie nie przemawiało. Myślałam, że przecież człowiek pierwotny nie miał takiego wynalazku, w pewnych kulturach do dziś nie mają, znaczy można sobie poradzić bez niego. Wiecie, że istnieje cały nocnikowy biznes? Ja kupiłam najprostszy i najtańszy z IKEA, ale wybór w innych sklepach jest ogromny. Tak czy owak, postanowiłam ominąć etap nocnika.
Nakładka.
Jak nie nocnik, to nakładka. Kupiłam najtańszą z IKEA. Zanim ją jednak kupiłam zajrzałam do internetu i odkryłam kolejny biznes, wzory, kolory. Dodatkowo ludzie piszą, żeby zmierzyć dobrze sedes, bo nie wszystkie pasują. Ale ja nie miałam z tą ikeowską nigdzie problemu. Myślę, że jak macie zwykłą toaletę to i zwykła nakładka będzie pasowała. Do nakładki dobrze jest dokupić stołek, aby nóżki dziecka nie zwisały bezwładnie, tylko miały oparcie. Na początku stawiałam nogi mego syna na moich kolanach, bo nie dosięgał do stołka. Ale potem podnóżek przydał się i do posiadówy na toalecie, i do mycia rąk w umywalce.
Kupka.
Nie pamiętam dokładnej daty, ale nie było to długo po pierwszych urodzinach mojego dziecka, gdy kupiłam nakładkę i zaczęłam sadzać go na niej w pełnym umundurowaniu. Żeby go przyzwyczaić. Łatwiej było zaobserwować u dziecka moment robienia kupy niż siku, toteż gdy tylko dostrzegałam pierwsze oznaki, zabierałam go do toalety. I sadzałam w ubraniu. Chwilę zajęło nam dojście do momentu, kiedy kupa rzeczywiście lądowała w toalecie, ale przed drugimi urodzinami było już po sprawie. W ogóle myślę, że nakładka w toalecie jest bardziej naturalna. Spotkałam się z zaleceniami, żeby nocniki mieć w każdym pomieszczeniu, tak, żeby jak najszybciej wysadzać malucha. My chodzimy do łazienki, czemu dziecko ma załatwiać swoje potrzeby w innych częściach domu? Ale to tylko moje zdanie. Ty możesz mieć inne. Krótko mówiąc, ta część nauki przebiegła szybko i bezboleśnie.
Siusiu.
Nie potrafiłam jeszcze wychwycić momentu, kiedy mojemu synkowi chciało się siusiu. Dla dziecka też jest to trudniejsze do rozpoznania i do wstrzymania. Dlatego postanowiłam użyć innej metody. Gdy zrobiło się ciepło pozwalałam mu biegać po mieszkaniu w samych majteczkach. Mieliśmy na koncie drobne sukcesy, ale generalnie nie szło nam dobrze. Odpuściłam naukę i wróciłam do niej dopiero po kilku miesiącach. Tym razem było trochę lepiej, ale też bez szału. Oczywiście wszystko dziecku tłumaczyłam i starałam się jak mogłam zachować spokój. Ale czasem, kiedy ubranie musiałam zmieniać 4 razy w ciągu dnia (nie swoje, tylko dziecka), cierpliwości brakowało. Aby uniknąć mokrych ciuchów, chciałam sadzać go na toalecie co godzinę, ale strasznie się przeciw temu buntował. Nie chciałam wzbudzać w nim negatywnych odczuć i postanowiłam bardziej mu zaufać. Okazało się, że on po prostu nie miał potrzeby tak często chodzić do toalety i złościł się, gdy odrywałam go od zabawy. Po niedługim czasie zaczął komunikować swoje potrzeby. I tak w wieku dwóch i pół lat pozbyliśmy się pieluch w domu. Ale nie z domu.
Na dworze.
Niektórzy radzą, aby odpieluchowywanie przebiegało symultanicznie we wszsytkich sferach, w domu i poza nim, w dzień i w nocy. My robiliśmy to małymi krokami i zadziałało. Jak pisałam we wstępie, nie ma jedynej słusznej metody. Słuchaj, obserwuj i zaufaj.
Mój syn w domu chodził już bez pieluchy, ale wciąż obawiałam się, że na wycieczkach jest za dużo rozpraszaczy, aby mógł pamiętać o potrzebach fizjologicznych. Najpierw zaczął chodzić bez pieluchy na krótsze dystanse. A potem samo wyszło. Mianowice raz zapomnieliśmy wziąć ze sobą pieluch. Zapytał tylko: mam pieluchę? Nie, nie masz. A chcesz siku? Tak. To chodźmy pod drzewo. Podlewanie drzew i krzewów niezmiernie mu się spodobało. Gorzej było z toaletami w miejscach publicznych.
W domu miał swoją nakładkę i czuł się z nią bezpiecznie. Ale w restauracjach czy centrum handlowym jest tylko zwykła toaleta z dużą dziurą. Pomimo moich zapewnień, że mocno go trzymam, bał się wpaść do środka. Stanowiło to problem dopóki nie wynaleźliśmy pozycji latającej. Latanie polega na tym, że on stoi tyłem, ja go biorę pod ręce i kolana i sika w powietrzu. Tak jak małe dziewczynki (i chłopcy czasem też) na dworze. Czasem nawet chce się w ten sposób załatwić i w domu!
Noc.
Noc jest długa i trudno przez ten okres kontrolować dziecku pęcherz. Ale kiedy trening w dzień szedł dobrze, mój syn chciał także kłaść się bez pieluchy na południową drzemkę. Któregoś razu obudził się po takowej z suchą pieluszką. Kolejny dzień – to samo. Zaczęliśmy więc kłaść go w dzień w majteczkach. Ale noc jest dłuższa, więc wciąż spał w pieluchach. Niedługo przed trzecimi urodzinami zaczął wołać nas rano, że chce siku do łazienki. I tak noc po nocy zdejmowaliśmy suchą pieluchę! Cieszyłam się, nawet jeśli oznaczało to, że trzeba wstać od razu z łóżka. Do tej pory po przebudzeniu mogliśmy dalej się wylegiwać. Ale czego nie robi się dla nauki!
Podsumowanie.
Podstawowa zasada to uzbrój się w cierpliwość. Może nie zawsze zadziała i czasami wybuchniesz. Cóż, rodzicielstwo nie zawsze jest łatwe. Napisałam kiedyś artykuł o trudach macierzyństwa. Wszystko ma swój czas. Pozbycie się pieluch także. Możliwe, że zrobicie to wcześniej niż my, możliwe, że później. Najważniejsze – zachowaj spokój. Nie słuchaj tych, którzy wszystko mają wymierzone co do minuty. Dziecko ma siedzieć w wieku 7 miesięcy, chodzić jak ma 12, a pozbyć się pieluch w 24 miesiącu. Nie. O ile Twoje dziecko nie ma pięciu lat a Ty jeszcze nie rozpocząłeś z nim nauki, bo nie chcesz go do niczego zmuszać, wszystko jest w porządku. Przymuszanie jest niewątpliwie złe, ale zachęcanie połączone z ogromną dozą cierpliwości, we właściwym czasie i odpowiednimi metodami, może zdziałać cuda.
Bardzo ciekawy wpis. Jesteśmy na początku tej drogi i cały czas szukamy jakiś podpowiedzi. Dzięki i pozdrawiam
Dzięki i powodzenia!