Świat się zatrzymał. Przyszło nam się zmierzyć z wieloma wyzwaniami i wciąż nie wiemy jak będzie wyglądał świat “po”. Koronawirus to najczęściej wypowiadane słowo w ostatnich miesiącach. Jak sobie radzimy w Hiszpanii?
Hiszpania to jeden z krajów mocniej dotkniętych przez COVID-19. Sytuacja w kwietniu doprawdy była krytyczna. Ale Hiszpania to ogromny kraj, tak więc największe spustoszenia wirus wywołał w Madrycie i Barcelonie. Tu, na Costa Blanca, nie było najgorzej.
Jak to się zaczęło?
Na początku doniesieniami o koronie nikt się nie przejmował. Ot, kolejny wirus grypy. Jednak po pewnym czasie wiadomości ze świata spowodowały, że czerwone lampki zapaliły się w niejednej głowie.
13. marzec to był piątek. Od tego dnia siedzieliśmy w domu. Postanowiliśmy nie posyłać Tomka do szkoły. Jak się później okazało większość rodziców postąpiła podobnie, chociaż oficjalnie szkoły zostały zamknięte dopiero od poniedziałku 16. marca.
“Quedate en casa” oznacza “Zostań w domu”.
Na początku było trochę mieszanych uczuć. Nie bałam się o nas, bo zamierzaliśmy rzetelnie siedzieć w domu i z nikim się nie widywać. Martwiłam się o nasze rodziny, znajomych, a także o to, co dalej będzie. Pamiętam też, że jakoś po dwóch tygodniach może, ogarnęło mnie chwilowe przerażenie, jak my wytrzymamy sami w domu, w razie gdyby szkoły pozostały zamknięte do końca roku szkolnego i jeszcze nikt do nas nie przyleci, bo granice też zamknięte.
Małe szczęścia
Stan wyjątkowy po dwóch tygodniach został przedłużony o kolejne dwa. Mój 3,5 letni syn był wręcz zadowolony, że tyle czasu spędza z rodzicami w domu. Głównie z mamą, bo tata pracuje niemalże całe dnie. Na szczęście jest webdeveloperem, a więc pracuje zdalnie.
Kolejne szczęście to posiadanie psa. Tylko krótkie spacery z psem były w tym okresie dozwolone. Tak więc chociaż na chwilkę mogliśmy wyrwać się na samotną przechadzkę. Podobno w niektórych miastach pojawiły się ogłoszenia o wynajmowaniu swoich czworonogów za pieniądze!

Szczęście ogromne, że mamy kawałek podwórka. Małe bo małe, ale lepsze takie niż żadne. A przecież niektórzy mieszkają w blokach. Niektórzy nawet balkonów nie mają. To dopiero trudno sobie wyobrazić, jak tyle czasu być zamkniętym w mieszkaniu. A jeszcze z dzieckiem?
Wielkie szczęście, że mamy siebie. Byliśmy zamknięci we troje, plus pies. A przecież niektórzy mieszkają sami. Nie mają obok nikogo, kto by ich mógł wesprzeć w tak trudnych chwilach.
Dobrze, że istnieje internet. Dla tych samotnych, dla tych rozdzielonych i dla wszystkich innych, którzy mają dostęp do sieci, to ogromna pomoc. Ile ja się naszukałam gier i zabaw do wykonania w domu! I do tego przy użyciu najprostszych produktów, bo pod tym względem nie przyszykowaliśmy się zbytnio.
I jeszcze jedno szczęście. Słońce! Na początku kwarantanny pogoda była średnia. Trochę padało, dużo wiało. Teraz zrobiło się gorąco. Zawsze gdy wychodzi słońce, jakoś tak weselej się robi.
Zakupy
Na początku nie było wiadomo nic. Ile to potrwa, jak długo nas zamkną i czy będą produkty w sklepach. Zaczęło się szaleństwo wykupywania mięsa i papieru toaletowego, między innymi. Teraz dalej nic nie wiadomo, ale ludzie trochę przystopowali z zapasami.
My zapasy zrobiliśmy, ale takie, powiedziałabym, rozsądne. Starczyło nam na dwa tygodnie. Dałoby radę pociągnąć dłużej, ale to tak survivalowo, a przecież do sklepu można było pojechać. Jeździł Jurek, w maseczce i rękawiczkach. Raz na dwa tygodnie.
Gotowanie
Zawsze miałam problem z zaplanowaniem obiadów. Kuchnia nie jest moją domeną, ale ponieważ mój mąż-nie-mąż pracuje, posiłki to przede wszystkim moje zadanie. Próbowałam zrobić tygodniową rozpiskę tak, aby nie trzeba było codziennie do sklepu latać. I nigdy nie wychodziło. I dopiero koronawirus pokazał mi, że można.
Keto
Od stycznia jesteśmy na keto czyli na diecie ketogenicznej. Nie będę wdawać się w szczegóły, może innym razem. Wspomnę tylko, że keto jest niby dietą, ale niektórzy nazywają to stylem życia. To określenie bardziej do nas przemawia. Między innymi nie spożywa się chleba, ryżu, makaronów i cukru.
Na początku myślałam, że zachowanie diety będzie dodatkowym wyzwaniem. Teraz mi się wydaje, że dzięki niej było nam wręcz łatwiej zorganizować produkty, które starczą na dwa tygodnie.
Tak więc nabyłam wspaniałą umiejętność planowania posiłków ograniczając wizyty w sklepie. Dwa tygodnie to dość długi okres, pod koniec którego nasza lodówka jest praktycznie pusta. Ale nawet po koronie zamierzam nie jeździć na zakupy częściej niż co tydzień. Oszczędzę w ten sposób czas i pieniądze, bo wiadomo, że przy okazji wizyty w supermarkecie kupi się coś spoza listy. Zwłaszcza jak sklep odwiedzasz z dzieckiem.

Rozwój pandemii koronawirusa
Stan wyjątkowy w Hiszpanii wprowadzono 14. marca na dwa tygodnie. Po tym okresie przedłużono go o kolejne dwa. Codziennie sprawdzałam statystyki COVIDa. Liczby rosły w zastraszającym tempie. Nie pamiętam kiedy przestałam robić to tak regularnie. Dalej zaglądam co pewien czas na wykresy, ale już nie codziennie.
26. kwietnia, czyli po ponad miesiącu, pozwolono wyjść na spacer z dziećmi. 1 kilometr od domu, 1 godzinę, 1 raz dziennie i z 1 rodzicem. Skorzystaliśmy z tej sposobności niezwłocznie, jednak moje dziecko kochane już na drugi dzień krzyczało, że na spacer nie chce. Ostatecznie udało mi się go przekonać i było fajnie, ale spacery to chyba nie jest coś co dzieciaki lubią najbardziej. Wycieczka to co innego. Ale te wciąż niedozwolone.
2. maja pozwolono wyjść także dorosłym. My mieliśmy psa i dziecko, więc cały czas mieliśmy pewne możliwości spacerowania. Ale bezdzietni i bezpsowi nie mogli spacerować przez cały ten czas. Od 2. maja, w gminach liczących ponad 5000 mieszkańców, dzień został podzielony na przedziały czasowe. I tak od 6:00 do 10:00 mogli spacerować dorośli, od 10:00 do 12:00 osoby powyżej 70. roku życia, między 12:00 a 19:00 dorosły z dziećmi, od 19:00 do 20:00 osoby powyżej 70tki i od 20:00 do 23:00 dorośli.
11. maja większa część Hiszpanii weszła do 1. fazy deeskalacji. Dla nas najistotniejsze co się zmieniło to to, że wolno było jeździć samochodem w obrębie prowincji całą rodziną, i że można było spotykać się w grupach do 10 osób z zachowaniem bezpiecznej, 2-metrowej odległości. Poza tym restauracje mogły zacząć przyjmować gości w ogródkach, otworzyły się mniejsze sklepy, powoli zaczęto przywracać targi miejskie.
21. maja rozszerzono obowiązek noszenia maseczek (do tej pory obowiązywały w środkach transportu publicznego) o miejsca tak wewnątrz jak i na zewnątrz, w których niemożliwe jest zachowanie bezpiecznej odległości.
1. czerwca weszliśmy w fazę 2. Większość sklepów i galerie handlowe się otworzyły, restauracje mogły przyjmować gości wewnątrz lokalu, w spotkaniach mogło uczestniczyć na raz 15 osób. Wreszcie można korzystać z basenów i plaż. Oczywiście wszystko przy zachowaniu bezpiecznej odległości. Godziny 10:00-12:00 i 19:00-20:00 pozostają zarezerwowane dla osób powyżej 70. roku życia.
21. czerwca ma zostać zniesiony stan alarmowy, a od 1. lipca ma zostać wznowiony ruch turystyczny.
Pozytywnie w przyszłość

Czasem sobie myślę o tym, ile ludzi narzeka na obecną sytuację. Jasne, nie jest łatwo, w głowie mi się nawet nie mieści jakie są i będą konsekwencje dla gospodarki światowej, dla milionów jednostek, które z powodu koronawirusa straciły bliskich, pracę, firmę. Codziennie mają miejsce miliony tragedii. I wtedy myślę sobie, choć nie sposób tego sobie wyobrazić, co się dzieje podczas wojny. My tylko nie możemy wychodzić z domu, mamy ograniczone kontakty międzyludzkie. A podczas takiej wojny nie dość, że rodziny często rozdzielone, to jeszcze nie wiadomo skąd zagrożenie nadejdzie. Może wyjdziesz po jedzenie i nie wrócisz? Ciągły strach. Jak żyć?
Dlatego musimy nauczyć się doceniać to co mamy, nawet jeśli to niewiele. Róbmy tyle, ile możemy zamiast zastanawiać się nad tym, na co nie mamy wpływu. Małymi krokami gdzieś przecież też zajdziemy.
Na koniec dzielę się hiszpańską piosenką – hymnem koronawirusowym.
Kochana Moja, pięknie to napisałaś☺️ Tesknimy?
Dzięki ❤
Bardzo konkretnie i klarownie napisane 🙂 pozdrawiam z Cadiz 🙂
Dzięki za komentarz ? Również pozdrawiam ?