Moja przygoda z jogą toczy się już wiele lat. Dobrze nam było razem. Jednak niedawno do naszej relacji wdarł się pilates. Jak to się stało i jak się w tym odnajduję?
Początki
Pierwszy raz zaczęłam rozważać ćwiczenie jogi na obczyźnie, w Holandii, mniej więcej 9 lat temu. Od myśli do działania zawsze jakiś czas musi upłynąć, ale w końcu się udało. Pamiętam, że zaczynałam od pojedynczych pozycji (asan) i, że najtrudniejsze było dla mnie wyleżeć kilka minut w Shavasanie.
Era Adriene
W którymś momencie znalazłam na Youtube kanał Yoga with Adriene. Bardzo mi odpowiadał jej styl prowadzenia sesji i, chociaż jeszcze czasem próbowałam szukać innych filmów z jogą, Adriene stała się moim przewodnikiem. Wkrótce 10 minut Shavasany upływało niepostrzeżenie.

Nadszedł jednak moment zmiany. Wszystko płynie, powiedział kiedyś Heraklit. Adriene stała się w międzyczasie bardzo popularna, a jej filmy mocno skupione na stronie duchowej. Zaczęło mi przeszkadzać wolne tempo. Potrzebowałam czegoś mocniejszego.
Era Seana
Nie pamiętam jak znalazłam Seana. Niemniej stał się moim nowym guru. Sean Vigue umieszcza na swoim kanale głównie filmy z pilates i jogi. Z tym, że przede wszystkim power jogi. Tempo jest szybsze, ćwiczenia bardziej wymagające. A czym w ogóle różni się joga od pilatesu?
Joga i pilates
Joga i pilates mają tak naprawdę dużo wspólnego. Rozwijają ciało i umysł, obniżają poziom stresu, wpływają na poprawę postawy, elastyczności i zdrowia. Ponadto zwiększają samoświadomość. W zasadzie jak każdy rodzaj ćwiczeń. 😉
Główna różnica jest taka, że joga jest bardziej filozofią, drogą duchową. Jedna pozycja nierzadko utrzymywana jest przez dłuższy czas. Pilates jest bardziej dynamiczny, ćwiczenia częściej się zmieniają.
Kiedy i gdzie
Zawsze i wszędzie! A tak poważnie, wszystko zależy od motywacji. Do ćwiczeń wystarczy mata i kilka minut wolnego.

Ja najbardziej lubię ćwiczyć rano. Jeśli nie rozłożę maty w godzinach porannych, w 99 na 100 przypadków będzie musiała poczekać do dnia następnego. Idealnie dla mnie jest, kiedy obudzę się o 4 albo 5, gdy reszta domowników jeszcze śpi. Zejdę na dół, zaparzę herbatkę i zapalę świeczkę. Po paru łykach rozkładam na podłodze matę i robię trening z Seanem. ?♀️
Zdarza się jednak, że nie wstaję tak wcześnie. Wtedy jest jeszcze szansa, że poćwiczę w czasie kiedy mój syn je śniadanie. Co prawda już nie tak spokojnie, bo czasem przechodzi nade mną, pode mną, albo wskakuje mi na plecy a czasem chce nawet dołączyć do ćwiczeń.
Jak często i jak długo
Tu również największe znaczenie ma motywacja. Moją największą motywacją jest to, że dobrze się czuję, gdy poćwiczę. I o ile jeden czy dwa dni przerwy nie mają większych skutków ubocznych, to po dłuższym nie ćwiczeniu po prostu mi tego brakuje a moje ciało dopomina się swojej dawki ruchu. Tak więc ćwiczę codziennie. No, prawie…
Jeśli natomiast chodzi o czas jaki przeznaczam na ćwiczenia to zazwyczaj jest to 20-30 minut. Jeśli trafię na filmik 10-minutowy, robię jeszcze drugi. Na początku, żeby wyrobić w sobie systematyczność, zakładałam, że nawet 10 minut jest dobre. Teraz mi to zwyczajnie nie wystarcza. 30 minut jest dla mnie optymalnym czasem. Więcej zazwyczaj po prostu go nie mam.
Ćwicz!
Jakakolwiek forma ćwiczeń do Ciebie przemawia, zachęcam! Wiem, że czasem trudno się za to zabrać a wymówki same wysypują się z rękawa. Jeśli tego nie czujesz, nie dręcz się, że nie ćwiczysz. Jeśli jednak myśl o jodze lub pilates pojawia się w Twojej głowie już od jakiegoś czasu, rozłóż matę i wypróbuj jogę, wypróbuj pilates. Znajdź to, w czym będziesz się czuć dobrze.

Jedno jest tak samo dobre jak drugie. Wybór zależy od Twoich własnych preferencji. Mi długo odpowiadała sama joga. Czasem też się można upocić! Ale nadszedł moment, kiedy przestała mi wystarczać. Ćwiczę więc z Seanem. Czasem jogę, czasem pilates. Zresztą, mniejsza o nazewnictwo. Ważne, że jest mi z tym dobrze.
Namaste!
Leave a Reply